Na scenie z tenorami

wtorek, 29 listopada 2011 08:06 |  Wpisany przez Jakub Kupracz |

  • Zna na pamięć operę Straszny dwór S. Moniuszki i tylko jedną arię z opery Halka oraz najbardziej znane z dzieł Giuseppe Verdiego: Traviaty,RigolettoNabucco

Gdańsk, niedzielny wieczór, Sala Koncertowa Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. Widownia jest pełna, w przeciwieństwie do jednoinstrumentowej orkiestry w postaci organ pod palcami dyrektora filharmonii. Na scenę wychodzi oczekiwany przez widownię Marek Torzewski, słynny tenor. Wita się z publicznością, lecz zamiast rozpocząć koncert, zwraca się do publiczności.

 – Czy na sali jest Rafał? – Jest! – dobiega z sektora C.

To zapraszam na scenę! – reflektor kieruje się na młodego chłopaka, który bardzo ostrożnie, nienaturalnie powoli schodzi między rzędami.

W międzyczasie tenor przedstawia Rafała jako wielbiciela i znawcę muzyki klasycznej.

Zaśpiewamy Mamma, son tanto felice? – pyta Torzewski. – A po polsku czy po włosku? – odpowiada pytaniem Rafał, na co sala wybucha śmiechem. Rozbrzmiewają oklaski.

Pierwsze doświadczenia…

I śpiewają. Rafał bez nut, z pamięci, barytonem, głosem, którego można mu pozazdrościć. Publiczność jest zachwycona, a chłopak nie pokazuje tremy, po piosence jeszcze żartuje. Imponuje swoją postawą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że od urodzenia jest niewidomy.

W jego pokoju na półkach leży mnóstwo płyt.

– Zainteresowanie muzyką przyszło samo z siebie. Zaczęło się od Bocellego, gdy miałem cztery lata. Wtedy usłyszałem Time to say goodbye zaśpiewane w duecie z Sarah Brightman i tak wciągnęła mnie muzyka klasyczna – mówi Rafał Bladowski, uczeń Liceum nr XIV w Gdańsku-Zaspie.
…to podstawa.

Śpiewał w chórze młodzieżowym, uczył się też u Wojciecha Lewandowskiego oraz u profesor Urszuli Borzdyńskiej. Poza tym samodzielnie nauczył się i gra na klawiszach. Jak na siedemnastolatka, bardzo uważnie dobiera słowa, jakby przed wypowiedzeniem wszystko starannie opracowywał w głowie.

– Miałem siedem lat, gdy zacząłem słuchać muzyki rozrywkowej: Elvisa Presleya, Roya Orbisona, Johny’ego Casha, z polskich wykonawców Krzysztofa Krawczyka i Mieczysława Fogga – opowiada Rafał. – Kiedy cztery lata temu odszedł znakomity tenor Luciano Pavarotti, wróciłem do klasyki.

Kopia 217149_Magnes-dusz-Marek-Torzewski
Z widowni na scenę

Rafał występował dla małej publiki w domu seniora i w szkole, choć zapytany o pierwszy koncert, przyznaje, że nie pamięta. W ostatnią sobotę marca zagrał dla organizacji FRECH w Gdańsku-Nowym Porcie. – Po koncercie w filharmonii poproszono mnie, abym wystąpił. Zgodziłem się – wyjaśnia okoliczności. Będąc w gimnazjum, zagrał w plenerze podczas IV edycji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty.

– Trzy lata temu byłem w półfinałach, gdzie zaśpiewałem utwór Andrzeja Sikorowskiego (Pod Budą), ale do finałów nie dotarłem – wspomina.

Kilkakrotnie zdarzyło się, że artyści w trakcie występu zaprosili Rafała do towarzyszenia im na scenie. Wykonał jeden utwór z Eleni, do wspólnego śpiewania zaprosili go również tenorzy: Wojciech Lewandowski, Krzysztof Gasz i Vitalij Wydra z Ukrainy podczas Koncertu Trzech Tenorów w Gdańsku latem ubiegłego roku.

Męskie głosy

– Moi ulubieni zagraniczni śpiewacy to Andrea Bocelli, Luciano Pavarotii, Plácido Domingo i José Carreras. Oprócz nich, jeszcze jeden niesamowity głos o rozpiętości czterech skal, podczas gdy osoby ćwiczące śpiew mają dwie-trzy, niemiecki artysta o korzeniach rosyjskich, Ivan Rebrov.

Tu przerywa, wstaje i pewnym krokiem podchodzi do półki z płytami. Wyciąga rękę wprost do leżącego na niej stosiku, wybiera kilka cienkich pudełek, podaje mi. – To dwie z nich. Jedna to nagrania Rebrova po niemiecku, druga po rosyjsku. Które wolisz? – pyta. Mówiąc, że po rosyjsku, podaję mu do ręki pudełko. Podchodzi do szafki, na której stoi wieża, przesuwa palcem po guzikach, tacka wysuwa się, Rafał ostrożnie wkłada płytę, dotykając obudowy znajduje odpowiedni przycisk. Rozbrzmiewają dźwięki Wieczornego dzwonu w wykonaniu wspomnianego artysty. Chwilę słuchamy w zadumie, po czym Rafał kontynuje

– Jednak mój ulubiony to Marek Torzewski – decyduje się Rafał. – Koncert w filharmonii był pierwszą okazją, by go poznać. To bardzo kontaktowa osoba! Nie spodziewałem się tego, że wyrwie mnie na scenę, to był dla mnie szok. Gdy zapytał:

Czy jest tu Rafał?, zamurowało mnie, pomyślałem sobie:

Co ja tu robię?  Co?!  Ja, na scenie?  Przecież nie powinienem występować!

Nie wiem, czy było to po mnie widać, ale byłem w szoku. Zaczęliśmy śpiewać, emocje opadły i chętnie zostałbym z nim do końca.

Nie zapomnę zdania pana Marka, gdy już siedziałem na widowni:

Przepraszam bardzo, ale musiałem tego człowieka zaprosić.

 A później jeszcze jedno: No, Rafał, teraz tam ciągnij!
Marzenia się spełniają

‒ Gdy występuję, gram czy śpiewam, najpierw się denerwuję, ale potem emocje opadają i czuję się swobodnie – opowiada. – Muzyka… Wywołuje we mnie radość. Na przykład, uwielbiam Fryderyka Chopina, który urzeka piękną melodią. I nie pytaj mnie, dlaczego. Prawdę mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Albo jest melodia, albo jej nie ma.

Zapytany o marzenia, zastanawia się. – Na razie nie mam, bo właśnie się spełniły –odpowiada. – Jednym z nich było poznać Wiesława Ochmana i Marka Torzewskiego. Kolejnym zaśpiewać z gdańskimi tenorami. Spełniło się każde z nich. Nie zgadzam się ze zdaniem, że marzenia się nie spełniają – podsumowuje Rafał.

kwiecień, 2011

 

Wywiad z Rafalem Bladowskim dla portalu studenckiego  “Pod prad „

Marek Torzewski  i  Rafal zaspiewali razem w Filharmonii Baltyckiej 13.03.2011 .

 

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć tych tagów i atrybutów HTML :

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>